Przepłynąłem
wiele i widziałem kraje dalekie. Kruche kamienie i magiczne rzeki, ostatnie
zachody słońca i wysuszone pustkowia. Barwne kwiaty opowieści o niezwykłych
miejscach moich podróży składałem przed wami jak mi się udawało, ale jest też w
moich podróżach coś, co widziałem, ale czego nie opowiem. Są to przeżarte przez
sól plastikowe butle i foliowe siatki, wiaderka, które na skaliste wybrzeże
znoszą z okolicznego morza wędrujące fale. Kryje się za tym opowieść o ludziach
bezmyślnych, którzy sami sobie kopią dołki, które będą ich grobami i zatapiają
skrzynię ze skarbami w bagnie, nie widząc że tam zatapiana, może wkrótce okazać
się już nie do odzyskania. Są to dziury po kulach na ścianach domów i
kościołów, domy bez dachów i dorosłe już sieroty, za którymi kryje się opowieść
o zatruwającej ludzkie serca nienawiści. Nie opowiem o miejscach, w których
stanęło życie i wydmuszka, która pozostała, nie wiem czy nosi jeszcze ślady na
tyle wyraźne, by moje niewprawne oko dostrzegło, jaka kryje się za tym
opowieść. O ludziach uciekających przed wojną lub biedą i śpiących w parkach i
na ulicach jak uschnięte liście. Kraina bezmyślności, kraina nienawiści, kraina
pustki, kraina ludzi jak uschnięte liście. Nie opowiem tego, ale widziałem to
dokładnie i boleśnie. Dało mi to sól w oku i czerń w ciele. Nie opowiem o niej
czas jakiś i będę nosił ją w sobie tak długo, jak długo będę potrafił utrzymać
ją w środku, przetrawiać, by i z tego w dziwnych procesach fermentacji
zachodzących głęboko wewnątrz, wypłynęło coś, co oprócz goryczy i niesmaku, coś
co oprócz bólu, kiedy nie utrzymam już wewnątrz rodzącej się z tego opowieści,
wyda na świat owoc dający coś więcej.
Dający jak nie rozwiązanie, to chociaż nadzieję lub niosący ulgę albo ukojenie. Podróżowanie jest piękne, o czym się często mówi, i bolesne, o czym często nie mówi się.