Wystarczy jeden weekend w oderwaniu i skupieniu.
W oderwaniu od chaosu, do którego powróciłem w poniedziałek i piszę dopiero teraz (w piątek), bo jest to pierwsza wolna chwila bez gnania. I skupieniu, które staje się dla mnie nie mniejszym fenomenem niż marzenie a być może obecnie większym.
Wystarczy jeden weekend w oderwaniu i skupieniu, by wydostać z siebie ducha. Tak, tak, jak dziwnie być człowiekiem i bać się ducha własnego, nie wiedząc o tym.
Co się natomiast dzieje kiedy wychodzi? Trudno jest mi to opisać.
Metafizyka bowiem przekracza fizykę. Jestem w tym nowicjuszem, ale zdaje mi się, że są co najmniej trzy stany skupienia.
Tylko jakie?
Przejście w drugi powoduje rzeczy niestworzone i nieopisywalne, w trzeci - pewnie - szaleństwo i ślepotę. A może tych stanów jest dwadzieścia siedem.
Chaos świata, którego próby opanowania zjadają naszą energię i spychają ducha w zakamarki, wydaje się być nieskończony, zwłaszcza że, jak mówią bogowie, kosmos nie ma granic i stale się rozszerza.
Wybacz dziesięcioletnia Olu, że plagiatuję Twój pomysł z fantazyjną wieżą, ale - świat jest pełen niezliczonych niebezpieczeństw i pragnień, błyskotek i poszukiwań, maili, spraw ważnych i kuponów z maka, politycznych idei, makroekonomii i śmieci pod blokiem, a do tego są Chiny, Ameryka i cały kosmos ze swoimi zbadanymi i niezbadanymi prawami. Pośrodku tego jest człowiek, który jest całkiem mały, ale w środku wydaje się większy niż z zewnątrz, wewnątrz jest większy niż cały kosmos - a ten, nie ma granic.
* zdjęcia robione telefonem, więc przepraszam za jakość, ale aparat zakleiłem sobie klejem i jest out of order (muzyka i video)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skupienie i marzenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skupienie i marzenie. Pokaż wszystkie posty
piątek, 26 lutego 2016
czwartek, 25 czerwca 2015
Połowa.
Nie pisałem długo, bo pracuje dużo i wyrabiam swoje komunistyczne 300% normy. Przez co padam na ryj. Ale mimo to, nawet w takich okresach, widzę, miewam i przeżywam moje małe perełki. Nauczyłem się już zbierać z życia, to tu, to tam, perełki które napełniają mnie na długo ciepłem. Nauczyłem się łączyć z przedmiotami, dostrzegać magię, mieszać zmysły i latać, takie tam. Zawsze mi się zdawało, że jednak nie jestem z tych, co codziennie jeszcze przed śniadaniem wierzą w co najmniej sześć niemożliwych rzeczy, no przynajmniej, kiedy przestałem już być dzieckiem. Aż tu nagle okazało się, że wierząc czy nie wierząc, choć bardziej nie wierząc, połowa moich dziecięcych marzeń, pragnień, wyobrażeń, o rozmawianiu ze zwierzętami, byciu spidermanem, lataniu, byciu superbohaterem, telepatii, byciu szczęśliwym, znalezieniu klucza do tajemniczego ogrodu, odnalezienie sensu świata, piątego elementu, ósmego cudu świata - spełniła się. Jakby mimochodem, Alicjo. I nie potrafię powiedzieć, gdzie było wtedy moje skupienie i marzenie, jak i nie potrafię powiedzieć, gdzie byłem ja sam, kiedy byłem dzisiaj na KI na Skaryszewskiej choć wiem, że z językiem trzeba twardo, że jest jaki jest, kawałek drewna, którym się podpieramy w drodze i wkładamy sobie do ust cudze słowa jak kamienie i czego doświadczyłem patrząc i słuchając, kiedy mnie tam nie było.
Subskrybuj:
Posty (Atom)