Nie pisałem długo, bo pracuje dużo i wyrabiam swoje komunistyczne 300% normy. Przez co padam na ryj. Ale mimo to, nawet w takich okresach, widzę, miewam i przeżywam moje małe perełki. Nauczyłem się już zbierać z życia, to tu, to tam, perełki które napełniają mnie na długo ciepłem. Nauczyłem się łączyć z przedmiotami, dostrzegać magię, mieszać zmysły i latać, takie tam. Zawsze mi się zdawało, że jednak nie jestem z tych, co codziennie jeszcze przed śniadaniem wierzą w co najmniej sześć niemożliwych rzeczy, no przynajmniej, kiedy przestałem już być dzieckiem. Aż tu nagle okazało się, że wierząc czy nie wierząc, choć bardziej nie wierząc, połowa moich dziecięcych marzeń, pragnień, wyobrażeń, o rozmawianiu ze zwierzętami, byciu spidermanem, lataniu, byciu superbohaterem, telepatii, byciu szczęśliwym, znalezieniu klucza do tajemniczego ogrodu, odnalezienie sensu świata, piątego elementu, ósmego cudu świata - spełniła się. Jakby mimochodem, Alicjo. I nie potrafię powiedzieć, gdzie było wtedy moje skupienie i marzenie, jak i nie potrafię powiedzieć, gdzie byłem ja sam, kiedy byłem dzisiaj na KI na Skaryszewskiej choć wiem, że z językiem trzeba twardo, że jest jaki jest, kawałek drewna, którym się podpieramy w drodze i wkładamy sobie do ust cudze słowa jak kamienie i czego doświadczyłem patrząc i słuchając, kiedy mnie tam nie było.
Ile różnych rzeczy przeszkadza nam w młodości po prostu żyć.
OdpowiedzUsuńTe komplikacje, galimatiasy, perypetie i tragedie.
Po coś i na coś jednak są, dobrze że są.
Cóż jest szczęście?
Zgoda na istnienie, życie, świat - takie jakie są,
co oczywiście nie jest przeszkodą w byciu superbohaterem.
Tylko akceptując siebie, innych, życie można naprawdę coś zmieniać na lepsze.