czwartek, 25 lipca 2013

ou t'es

Ojoj a więc w Warszawie można żyć w zupełnie różnych światach, zupełnie różnych,
A ja się zmieniam i tak bardziej ide w stronę, nie wiem, drzewa?
Byłem dziś w galerii handlowej pierwszy raz od 3 miesięcy i widziałem tłumy i 15 osobowe kolejki do kas i oczy szukające skarbów pośród sterty tanich błyskotek.
Dzięki bardzo niskiej pensji odzwyczaiłem się prawie całkowicie od zakupów i o ile mi z tym lepiej.
Chadzam do mojej biblioteki, gdzie liczba osób nigdy nie przekracza 7, w tym 5 korzysta z internetu.
A więc problem kolejek z głowy.
Jak mi dobrze, jak mi słodko. I tyle piękna.
I nawet świadomość, że minie to, że skończy się ten dobrostan, posypie się wszystko, nie przeszkadza mi za bardzo. Trochę tylko brakuje człowieka podobnego mi, niedzisiejszego. 
Ale radze sobie i z tym na razie, na szczęscie odmiennie niż z teledysku chłopiec, z teledysku, który jest cudowną opowieścią o nieukojonej tęsknocie, o braku ojca, nawet kiedy fizycznie jest, co było udziałem wielkiej części obywateli mojego pokolenia i zdarza się jeszcze i dziś - choć widać znaczne zmiany i pięknych ojców zaangażowanych.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rembrandt

Odbyła się zatem wielka podróż do Berlina.
I była to oczywiście podróż w głąb siebie, niż do czegokolwiek innego poza.
Podróż bolesna i trudna ale jakąż dająca satysfakcje.
Wiem czego nie chcę, mimo iż jakoś tam przyjemne.
Widzę w tym cenę, której nie chcę płacić.
Widzę wartość, która leży zupełnie w czym innym, niż w tym za co musiałbym płacić.
Jak w życiu. Wolę ogniska niż telewizory. Oczy Tomka, kiedy mówi, skacząc na trampolinie, że to jest najlepsze, co go w życiu spotkało, znaczą więcej, niż wszystkie skoki na bungee, drinki w nocnych klubach, emocje na sensacyjnych za miliony dolarów filmach w kinie.
Taki jestem. W gruncie rzeczy, cały ten seks jaki można w Berlinie oglądać i mieć, cała zabawa jaką można przeżywać, drinki jakie można spożywać - nie znaczą dla mnie nic.
I jestem gotów taki być, wiedząc, że czasem dzieli mnie od innych bolesna przepaść. Bolesna przepaść, nad którą między nami nie pobudujemy mostów, nie stworzymy bliskośći - co boli. Przynajmniej mnie.
Za to mogę widzieć, jak Tomek, którego znam od dawna, w wieku 26 lat, czyli pochodzący jeszcze z tego pokolenia dzieci, które nie miały wszystkiego (a przynajmniej trampoliny czy angażujących się w rodzicielstwo ojców) skacze na trampolinie w Berlinie pierwszy raz w swoim życiu i widzę prawdziwą radość w jego oczach i tę radość czuję i tę radość biorę, i też trochę wiem a trochę czuję, co się za nią kryje. I to, że to trochę wiem, trochę czuję i mogę z Tomkiem to współdzielić, znaczy dla mnie wszystko. Bo nie jest łatwo coś wiedzieć o drugim człowieku i z nim wspólnie czuć. Bo skakanie na trampolinie, tak ogólnie, jest tak samo niczym jak wszystkie te kluby, drinki, seks z obcymi, ale kiedy Tomek mówi mi z wielkim usmiechem i radością w oczach - to jest najlepsze co mnie w życiu spotkało. To dobrze wiem, co ma na myśli i wiem, że to jest autentyczne, nieskażone, wytęsknione no i obaj wiemy, że jest to jakiegoś rodzaju hiperbola, jakiegoś rodzaju nawet żart, który obaj rozumiemy doskonale.
Takie piękne rzeczy można zobaczyć w Berlinie.
Będą potem zdjęcia z Berlina, póki co Rembrandt z Wrocławia i potaneczna, warszawska o wpół do drugiej w nocy zrobiona samojebka.





poniedziałek, 15 lipca 2013

The future is not certain

Przyszłość nie jest pewna. 
Ale fakt ten raczej nastraja mnie pozytywnie a nie negatywnie.
Przyszłości może nie być albo może w niej być nie wiadomo co, mogą pojawic się jakieś zupełnie niespodziewane klęski czy niebezpieczeństwa, ale fakt ten nastraja mnie raczej pozytywnie a nie negatywnie. Widać tak głęboko w szpiku kości moich dark and twisted zakorzeniło się a jednocześnie w sercu pogoda ducha, która jest troche pogodą lasu i troche takiego lasu jak z Twin Peaks też. Akceptacja, otwartość nawet na to co niepewne, niechciane, niebezpieczne i czego nie bę    Może jedno wynika z drugiego. W sensie: serce ze szpiku. Przemyślenia z dupy.
Tak więc dzisiaj zdjęcia z nutką niepokoju twinpeaksowego co do przyszłości.





niedziela, 7 lipca 2013

The owls are not what they seem

Opóźnienie w zamieszczaniu zdjęć wkradło się.
Tak więc z Lublina zdjęcia a tymczasem w Warszawie nad ranem piechotą idę oglądać wschód słońca nad Wisłą. Zaiste dziwny to czas i piękny, w którym nie wiadomo z jakich przyczyn przypomina się drugie piętro lasu, "Stary poeta" Iwaszkiewicza, jakieś nieokreślone czucia i przeczucia z przeszłości i nieznajomy towarzyszy mi we wszystkim a pięknie jest. Tak o.
Poza tym taniec do dziur w butach, sinaków na kolanie, obić na biodrze i ciepła w ramieniu, Twin Peaks i różna literatura. Zobaczymy, co przyniosą dni. Jakaś taka wielka otwartość. The owls are not what they seem.