wtorek, 30 grudnia 2014

Trochę tak

Byłem na Święta Bożego Narodzenia w domu i zauważyłem, że mama używa ciągle plastikowego kubeczka z McDonalda, który do domu przywiozła siostra w Święta Wielkanocne. Po każdym użyciu myje go (jest to plastikowy przezroczysty, nie tekturowy, kubeczek, chyba się w nim sprzedaje taką kawę z toffi czy cóś, a może i szejki teraz też) a potem używa ponownie, do odmierzania składników do ciasta: mąki, cukru, dziecięcych płodów. Ubija w nim jajka, miesza różne rzeczy, potem myje i używa powtórnie i tak od Wielkanocy sobie tego kubeczka używa aż po Boże Narodzenie i pewnie dłużej jeszcze będzie go używała. I okazuje się, że trwałość takiego kubeczka jest zaskakująco długa a przydatność i funkcjonalność zaskakująco wysoka. I sobie pomyślałem, że takich cudownych kubeczków przez ten czas, ja wywaliłem do kosza ok 6 lub 7 (a nie jestem przecież tak częstym gościem w macu a jak już jestem to i nie pijam takich fiu-bździu zawsze, bo są za drogie na moją kieszeń). Ja to ja, potem sobie pomyślałem że takich kubeczków w jednym Macu wyrzuca się dziennie kilkaset. Ile to dni od Wielkanocy do grudnia i ile tych Maców mamy w tej Warszawie samej. A moja mama do dziś dzień używa tego jednego kubeczka. Chcę go dostać jako wiano ślubne i niech zostanie on rodzinną moją pamiątką przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Bo ręczne na korbkę młynki do kawy wyszły już z użycia, a coś musi być przecież osią rzeczywistości, wokół której to wszystko kręci się i rozwija. A nawet może ten jedyny z Maca kubek mojej mamy jest filarem tego, co nazywa się dom. I kto wie czy wyrzucając te plastikowe z Maca kubki do koszów nie przyczyniamy się do rozsadzania wszelkiej integracji człowieczeństwa. Trochę tak.
(wpis zawiera kryptocytaty z Lema i Tokarczuk)




poniedziałek, 15 grudnia 2014

Oczy i jelita.

Twórcza płodność i intelektualna sraczka. Nie wiem czy to z powodu czytania LemoMrożka (LeMrożka) czy zjadania kolosalnej ilości świeżych owoców: ananasów kiwiów, bananów i pomarańczów słodkich i picia herbaty z miodem i imbirem. A może z ciepła, które za pośrednictwem dłoni swych wyjętych ze skafandra przekazuje mi człowiek o ciepłych dłoniach. W każdym razie po powrocie do domu po 12 godzinach pracy piszę do Tomka 43 wiadomości a potem wymyślam dialbloga i wiem wszystko jak będzie wyglądał i w ogóle, że będzie dobrze. Nie wiem tylko, czy to od lektur czy od owocy, ale przyjemne to poczucie mocy i wiedzy, chociaż wiem też, że skończy się za moment lub najpóżniej jutro z rana. (Klęknij chłopcze na kolana.) Tymczasem po tym wszystkim piszę to i słucham tego i rozkoszuję się magiczną chwilą, której już więcej świadomie przywołać nie będę potrafił jak i nie potrafiłem dotąd, choć będę czytał i jadł owoce, aż popsują mi się oczy i jelita.





sobota, 6 grudnia 2014

Gwiezdny pył

Za oknem minus pięć i kosmiczna zawierucha.
Leżę sobie w ciepłym łóżku, będąc centrum mojego własnego układu łóżkowego, zawinięty w kołdrę z drogi mlecznej i czując jak moje leżakowanie ekspanduje w cieple.
Byłem wczoraj na Interstelarze i w pewnym momencie filmu poczułem ogromną samotność, jaką już czasem zdarzało mi się odczuwać: że nie tylko jesteśmy sami we wszechświecie, ale że jestem tylko ja jeden sam, że jestem totalnie ja sam w nie wiadomo czy  nie nieskończonym wszechświecie, nawet na sali kinowej wypełnionej innymi ludźmi. Bo nawet kiedy są tak blisko - to czasem daje się to odczuwać, że są to międzygalaktyczne odległości, których nie jesteśmy w stanie pokonać nawet z prędkością światła, są zawsze za daleko. Jestem zupełnie sam w zimnej i nieskończonej pustce. Obcy i zimny wszechświat trwa dookoła i wszędzie.
A potem człowiek o ciepłych dłoniach, którymi konstruuje swój mały wkład w eksplorowanie zimnego i obcego kosmosu, kładzie na mnie te ciepłe dłonie i mówi mi, że jestem zbudowany z atomów gwiazdy, że atomy nie umierają, że atomy, które są mną, były kiedyś gwiazdą.
I teraz leżę w mojej łóżkowej galaktyce, mgławice koców i kołder krążą wokół mojego centrum, które je przyciąga i nimi porusza. Rozwija się życie. Za oknem minus pięć i kosmiczna zawierucha, w którą wskoczył ubrany w skafander człowiek o ciepłych dłoniach. Odkąd zrozumiałem, że byłem Nebulą, wszechświat jest mniej zimny, obcy i pozbawiony sensu. (Jacku, moja harmonia ze (wszech) światem chyba osiągnęła next level).
i muzyka





wtorek, 2 grudnia 2014

cośtam

Jak to jest, że wielka część tzw postępu, czy rozwoju, dokonuje się w celu, by dać człowiekowi cośtam. I teoretycznie ten XXI wiek daje człowiekowi najwięcej, daje mu wolność wyboru, daje mu możliwość wyrażania siebie, możliwość realizowania siebie, szybkiego dzielenia się sobą na portalach społecznościowych, gotowe produkty spożywcze by nie musiał tracić czasu na gotowanie - jeśli nie chce, korzystania z dóbr i usług, tworzenia więzi w przeróżnych innych niż monogamiczne konfiguracjach, możliwość zaplanowania swojego wyglądu, pomocy specjalisty, gdy sobie nie radzi lub cierpi, możliwość wyboru książek do czytania - to skupienie na człowieku i na dla człowieka powinno sprawiać, że staje się on coraz bardziej wyrazisty, że jego człowiekowatość ma lepsze warunki więc i lepiej się ma, jest pełniejsza i jakościowsza. Ze jest bardziej po prostu, jest lepiej. Tymczasem nie wiem, czy nie znika.





poniedziałek, 17 listopada 2014

Magiczne rękawiczki

2 dni temu zgubiłem czapkę, którą kupiłem przed miesiącem, i byłem bardzo wkurzony.
A dzisiaj zgubiłem rękawiczki, które miałem od 2 lat i które 4 razy zgubiłem a zawsze odnajdywałem. Nazywałem je magicznymi rękawiczkami. (Miały serduszka i zawsze wracały.) Strata powinna być w odczuwaniu większa, a jakoś mnie to tak bardzo nie obeszło i nie wiedziałem czemu, aż do wieczora, kiedy zorientowałem się, że zaczynam gubić rzeczy jak nigdy przedtem albo jak dawno temu już nie i że pewnie jest tego jakaś przyczyna. Nie tylko zacząłem się cieszyć, że te rękawiczki zgubiłem, ale nawet odczuwać radość że zgubiłem i czapkę i rękawiczki. Mogę nawet zgubić jeszcze skarpetkę dla tej przyczyny, bo są ceny, które warto płacić bez mrugania okiem.
I w takich chwilach krystalizują mi się objawione prawdy i jakieś rzeczy po prostu wiem i jestem ich pewien (przynajmniej w takich chwilach):
Proste życie potrafi być najbardziej napełnione sensem.
Wszystko jest w nas.Wszystko się bierze z nas.
Dla smaku makaronu nie ma znaczenia czy solisz wodę.
Myśl i uczucie to wartości tego świata.
Szczęście jest możliwe.
Wartość magicznych rękawiczek jest względna.







sobota, 8 listopada 2014

Tęsknota za Bullerbyn

Utwierdzam się ostatnio w przekonaniu, że prostota, kontakt z samym sobą, z przyrodą, długie godziny milczenia, rytuały codziennych czynności, rąbanie drewna, mycie podłóg, lokalne społeczności i świat bez miliona bodźców to moja prywatna tęsknota.
Utwierdzam się też w przekonaniu, że w takim świecie, który jest moją tęsknotą można przeżywać prawdziwe szczęście. Kto wie czy nie większe i prawdziwsze niż w wielkim mieście.
Utwierdzam się też w przekonaniu, że jeśli gdzieś "łatwiej" doznać prawdziwej miłości, to właśnie w takim świecie. Bo taki świat pomaga nam być najbliżej siebie a tym samym najbliżej innych ludzi.Łatwiej też tam, doświadczać surowej bliskości z innymi ludźmi.

Przeczytałem ostatnio dwie piękne książki (choć jedna strasznie okrutna): Słodką Darusię Marii Matios i Hanulkę Jozy Kvety Legatovej. Gorąco polecam.

Darusia wszystko słyszy i o wszystkim wie, ona tylko z nikim nie rozmawia. Ludzie myślą, że ona jest niema. Ale ona nie jest niema. Ona po prostu nie chce rozmawiać. Słowa mogą narobić szkody. Nie pamięta skąd to wie, ale to prawda.

W czasie monotonnej pracy, mimo wszystkich kłopotów i drobnych zmartwień z dziećmi, nigdy nie zauważyłam, żeby żona Pavla była w złym humorze, zagniewana albo niezadowolona. Jej dzień był radosną pieśnią, zakończoną z nastaniem wieczora uroczystą fanfarą - powrotem Pavla.
Do wszystkiego potrzebny jest talent. Do szczęścia też.








niedziela, 2 listopada 2014

Upadek

Odwiedziłem Garwo i tańczyłem na moim ulubionym podjeździe dla inwalidów, który prowadzi na wał obok rzeki. Z jednej strony (na wale) rurki są na wysokości około metra, ale po drugiej stronie od rurek do ziemi jest ok dwóch metrów (chodnik obok wału). Opisuję to, bo oczywiście spadłem. Czasem kładę się na tych rurkach plecami i udaję że pływam na plecach, czasem przekładam nogi z jednej strony na drugą i robiąc trochę fikołka przemieszczam się na sąsiadujący murek. A wczoraj, 1 listopada, prężyłem się do tej muzyki, leżąc plecami na owych rurkach i zupełnie nieoczekiwanie poczułem jak ciężar mojego ciała ciągnie mnie w jakąś stronę, punkt krytyczny przechyłu został już minięty, czułem to i wiedziałem że wygięciem, napięciem, nie wrócę już na pożądaną stronę. Moje ciało leciało samo, sam nie wiedziałem gdzie nawet, bo zdaje się, że miałem chwile wcześniej zamknięte oczy. I przez krótką chwilę czułem, że moje ciało jest jak ciało kota. To ono podejmowało samo decyzje i samo podejmowało ruch. Szczęść mu Boże. Obracałem się, sam nie wiedząc nawet w którą stronę, ale musiałem wykonać ok 360 stopni bo mignął mi przed oczami beton i mignęło niebo. Spadłem na dół na chodnik na szczęście lądując na dupie, stopie i kciuku. Wszystko trwało zapewne sekundę lub dwie. Boli mnie pośladek i kciuk, ale mogło to być zupełnie inaczej, wystarczy tylko spaść głową pod odpowiednim kątem a raczej pod nieodpowiednim.
Wracając do tego samobójstwa... jest w naszym ciele coś, co nie chce, abyśmy przestali istnieć. Dziecko, Zibi, gdyby inne metody zapobiegawcze zawodziły i byście mieli się na nie decydować, spadnijcie sobie najpierw z murka, z rurki lub skądkolwiek. Przypomnij sobie Dziecko góry, w których zawisłaś nad przepaścią.
Poza tym okazało się to jakimś niesłychanym katalizatorem i po wszystkim stwierdziłem:
każdy człowiek jest wyjątkowy, jestem ciekawy drugiego człowieka, czytam wywiady, które mi dałaś w tym te o okupacji, Holokauście i nie mogę uwierzyć jak można się na taką jedną pojedynczą wyjątkowość zamachnąć. Kto niszczy jedno życie, niszczy cały świat.






piątek, 24 października 2014

Ukryta czerń

Chociaż obecnie na co dzień nie objawia się prawie wcale,
mam cichą świadomość jej obecności,
czarna skrzynka ukryta,
rejestruje wszystkie żale, wszystkie nieukojone tęsknoty, całą nieobjawioną a nawet nieodczutą złość.
W razie wypadku wypuści z siebie czarną farbę
jak z rękawa którego nie ma
rękawów bowiem nie ma
tak jak czasem nadziei

a poniżej garść cytatów z Vargi:
"Kilka lat temu mój znajomy, raczej dalszy niż bliższy, popełnił samobójstwo. Pewnego dnia wszedł do tunelu kolejowego, położył się w poprzek torów i czekał spokojnie - tak sądzę, ale skąd mogę wiedzieć - aż nadjedzie pociąg. Musiał wiedzieć, że nie będzie miał żadnych szans na odratowanie, jakie mogą mieć ci, którzy wezmą tabletki nasenne. Nie była to więc demonstracja, gest na pokaz, ów słynny krzyk: "Zobaczcie mnie!". On naprawdę chciał umrzeć i wybrał sobie do tego okrutny, ale niezawodnie skuteczny sposób. Czasami myślałem, co nim kierowało, co się działo w jego głowie, kiedy przytulał się do zimnych torów w ciemnym, zapewne cuchnącym smarami i fekaliami z wagonowych kibli, tunelu."

"Głównym jednak polem badań ma być dla Chwina - jak sam przyznaje - "samobójstwo egzystencjalne", a więc powodowane "radykalną niezgodą na istnienie". Samobójstwem egzystencjalnym, powiada Chwin, nie jest ten gest, kiedy ktoś zabija się w proteście politycznym, albo dlatego, że stracił majątek, lub też rzuciła go ukochana. To są, rzec można, trywialne powody odebrania sobie życia. Samobójstwo egzystencjalne jest ostatnim wyjściem, kiedy świat otaczający jako taki staje się dojmująco, boleśnie nie do zniesienia."

"Właśnie świadomość, że możemy sobie odebrać życie, pomaga nam długo owo nieznośne życie wytrzymać, pisze Chwin, powołując się na Emila Ciorana, któremu przez całe życie nieobca była ta myśl. Zresztą być może każdy człowiek nosi w sobie gen samobójstwa i ów gen - znów paradoksalnie - jest motorem jego codziennych działań. Samobójcą nie jest się bowiem w momencie targnięcia się na życie, potencjalnym samobójcą jest się przez życie całe."

i zdjęcia:






poniedziałek, 20 października 2014

Portrety

Dostrzeżenie, nazwanie a nawet zrozumienie problemu wcale go jeszcze nie rozwiązuje.
Jest to nawet dosyć bolesne, kiedy widzisz jak jest, wiesz co powinno być, chcesz to zrobić i nie wychodzi. Drugi człowiek, z którym szczere, proste a głębokie relacje są dla ciebie wszystkim, wciąż przelewa ci się przez palce, nawet jeśli nie bierzesz go w dłonie i nawet jeśli próbujesz brać garściami. Każdy sposób zawodzi, choć teoretycznie masz rozwiązanie na wyciągnięcie ręki.
Ale wyciąganie ręki niczego nie rozwiązuje.

i muzyka




sobota, 4 października 2014

Ubogie i proste

Czas płynie, ludzie się starzeją, słuchawki prysznicowe i węże prysznicowe psują się. A ledwo wczoraj mówiłem na ucho obcemu pewną tajemnicę, że czasu nie ma. Są natomiast prysznicowe słuchawki i węże prysznicowe, ale też węże zwykłe, leśne, poligony i zachody słońca z dala od miejskiej wielkiej cywilizacji i daleko od szosy, gdzie jest jeszcze "nieskażony świat, prosty i bardzo przyrodniczy, w którym nie ma jeszcze tych wszystkich butelek po Coli i tych starych pralek za każdym krzakiem i wszystko jest jakieś takie ubogie i proste."
I bywa coraz częściej, że ubogie i proste, jest dla mnie piękniejsze i bliższe, niż szalone i bogate.
Świat bez drinków, szału, Diora a z potem, ziemią i brzydkimi butami.

Muzyka




wtorek, 23 września 2014

iście jesieni

jesień mój Panie a ja nie mam domu
w sensie nie wiem gdzie jest moje miejsce i sens
ale nie przeszkadza mi to 
ani nie przeszkadza mi brak pewności w sprawach ostatecznych
całkiem łagodnie psychicznie zniosłem ostatnią chorobę
i nawet z chwilową niemożnością tańca daje sobie rade
z zimnym jesiennym wiatrem i przemęczeniem i przepracowaniem
nie potrzebuje nawet za bardzo sztucznych ulepszaczy, dosładzaczy, terapii w formie zakupów.
Okazuje się że jestem w stanie być w dobrym stanie.
Nawet w jesień, która idzie. 
I wiem, że może tylko dlatego na razie tak jest, że jesień wczesna, 
ale to też mi nie przeszkadza.
jesień mój Panie a ja nie mam domu
ale nie wiem czy było mi kiedyś lepiej 
na tej tak umęczonej planecie, hej!







czwartek, 18 września 2014

moje książki

Nie wiem, jest sens czy nie ma, ale zrobię to. Zamieszczę 10 najważniejszych dla mnie książek.
To jak z życiem, Też nie wiem, czy jest sens czy nie ma, ale żyję.

1. Hanna Krall, Król Kier znowu na wylocie
2. Wiesław Myśliwski, Widnokrąg, Traktat o łuskaniu fasoli
3. Czesław Miłosz, Wiersze (A zwłaszcza Dalsze okolice)
4. Sławomir Mrożek, Małe listy
5. Paweł Huelle, Weiser Dawidek
6. Joanna Bator, Ciemno, prawie noc.
7. Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Poezje (A zwłaszcza Piosenka o zależnościach i uzależnieniach)
8. Dorota Masłowska, Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną
9. Czesław Miłosz, Dolina Issy
10. Olga Tokarczuk, Prawiek i inne czasy
10. Stanisław Lem, Kongres Futurologiczny
10. Zygmunt Bauman, Sztuka życia
10. Harper Lee, Zabić drozda
10. Tomasz Tryzna, Panna nikt
10. Ryszard Kapuściński, Cesarz, Podróże z Herodotem.
10. Tadeusz Różewicz, Wiersze

a na opowiadanie dlaczego, wybaczcie, nie starczy miejsca.








niedziela, 7 września 2014

Krótkie momenty skupienia

Kolory, szczegóły, wolność.
Przechodzę nocą obok powiewającej na wietrze szarej foli zawieszonej na metalowym płocie.
I czuje ją. Czuję folie i jej powiewanie w sobie.
Mam takie mini momenty, które bardzo lubię.
I z filmu "Lucy" najbardziej podobała mi się scena, gdy Lucy dzwoni do matki.
I mówi, że wszystko czuje, wszystko pamięta. Sierść głaskanego kota (miał złamany ogon). Że czuje na skórze wszystkie pocałunki, które zostawiła matka. Mówi i płacze.
I nie dziwie się. Taka jakość doświadczania, odczuwania, współ-czucia, jest za silna by na stałe ją znieść. Nawet  jej krótkie momenty topią oko, ale nic ich nie zastąpi. One są lepsze niż frytki.