czwartek, 19 maja 2016

Taka Prawda

Prawda jest taka, że widzę czasem świat takim, jakim jest naprawdę.
Widzę jak obserwuje nas oko betonu.
Dostrzegam latające żółwie w metrze.
Rozpraszającą się Senbonzakurę
Obrazy Rembrandta z puszką coli wywieszane w przestrzeni publicznej.
Włosy syren falujące pod morską głębiną, podwodne orły wielkości rekina.
Możesz zajrzeć w swój własny cień i wypiętrzyć góry własną ręką.
Krokiem shunpo wejść w cudze ciała i wyciągnąć zmartwienia jak szklane kuleczki.
Jeździć na niewidzialnych koniach. Trzy sam widziałem.
Jeśli nie wierzysz, spytaj kota.
Koty podróżują miedzy wymiarami i znają podszewkę świata.

Latające żółwie w metrze







niedziela, 15 maja 2016

Krok w krąg

Obudziły się we mnie prorocze sny.
Obudziło się we mnie dziecko.
Obudził się kontakt  z wnętrzem ziemi
i obudził się kontakt z własnym wnętrzem.
A to wszystko za sprawą chodzenia boso po bagnach,
a to wszystko za sprawą bosej stopy w zimnej wodzie.
Tylko uziemienie daje człowiekowi przepływ,
izolacja podeszwy sprawia, że co w nas wlatuje, to w nas zostaje
i dostępu do nas nie mają duchy ziemi, robaki, i historia zagrzebana w ziemi.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy jak niepostrzeżenie wypadłem z obiegu materii i ducha w naturze.
Bosą stopą włączyłem się w cyrkulacje natury, bosą stopą włączyłem się w krąg życia.
Co prawda dostęp do mnie mają teraz demony i trupy zagrzebane w ziemi.
Robaki i surowa sprawiedliwość natury.
Oddałem za to w ziemie ekskrementy cywilizacji, zobaczone zło, poczucie straty za nieotrzymane lajki, poczucie winy za nie bycie perfekcyjnym, doskonałym.
Prawda jaką niesie bosa stopa na niewidzialnych rękach
jest orzeźwiająca i oczyszczająca.
Jesteśmy połączonym z sobą światem.

wiem, tak zgrane, że ociera się o tandetę, a jednak








czwartek, 5 maja 2016

Drzazgi

Mówią, że żeby coś docenić, trzeba to stracić. Ale stracić coś można też, mając to cały czas blisko siebie. I czasem gdy znajdzie się to daleko - można uświadomić sobie, jak bardzo się to traciło, kiedy było blisko. Co robisz z tym pięknem, które jest Ci dane?

Miałem dziś dzień uświadamiania sobie i odkrywania, a właściwie wieczór.
Pozwoliłem, by korzenie umarły i boję się, że nie uda się ich uratować, odczułem pustkę po traconym zębie, choć on nie będzie utracony, tylko martwy. Używam terminologii stomatologicznej, bo akurat rozpoczynam leczenie kanałowe, ale to co chciałem tym powiedzieć, nijak nie tyczy się zębów.
Trzeba walczyć o zęby, które da się jeszcze uratować.

Oglądałem Cynkowych chłopców i uświadomiłem sobie mój głęboki pacyfizm i to, jak na co dzień maskuję rzeczywistość, aby mi się lepiej żyło. Tworze sobie śliwki w czekoladzie i je zjadam, po prostu ignorując porażający absurd, no bo inaczej jak żyć? Ale ktoś mi czasem pokaże, sztuką na przykład, że pod śliwką w czekoladzie jest po prostu ostry zimny metalowy pręt, gotowy przebić nie tylko śliwkę ale i każde ciało. Uświadomiłem sobie, że na co dzień ten absurd dostrzegam jednym okiem, mimiochodem, dlatego że jest on czasem tak wielki, że po minucie patrzenia łzawię z trojga oczu i rozklejam się.

I po trzecie, uświadomiłem sobie geniusz piosenki, której wcześniej nie doceniałem, ostatniej z cyklu Odyssey - Florence and the machine. Słuchałem jej kilkakrotnie, ale dziś dopiero, ze zrozumieniem.
I teraz widzę, że cykl Odyssey to jeden z najszerzej zakrojonych i najciekawszych projektów artystycznych w muzyce i wideoklipingu.

Tu Ci rzucam pod oczy to piękno:
The Odyssey (Chapter 9)

I ilustracje: