środa, 29 maja 2013

złoko

Wyprowadzałem dziś na spacer księżycową córę koryntu
psią rodzicelkę
Lunę,
która powiła przed dwoma tygodniami 8 szczeniąt
słownie osiem

Leżała jak martwa 3 min zanim namówiłem ją na ten spacer
głaskaniem, wołaniem, potrząsaniem smyczą

szła bez życia i ze smutkiem obracała się za przechodniami
nawet inne psy nie wywoływały zwyczajowego pobudzenia
zjadła patyk
dwa razy oddała mocz
i powoli dzwigała ciężar 8 cycków nabrzmiałych mlekiem
i ciężar zrozumienia, z którego płynie jej dzisiejszy smutek
i z którym będzie się musiała jakoś na ten swój psi sposób uporać
a raczej uporywać
z wiedzą, którą od dziś nosi w swoim ciele
każdy jeden z ośmiu umrze

kołyska to taka nasza pierwsza trumna
pierwsze przymiarki nicości

I boli teraz ten Miłosz, z tą piękną afirmacją świata, bo głupi nie jest
on a ja
robak się lęgnie i w bujnym kwiecie
i weź tu zaakceptuj i pochwalaj, rzeczy które są
narzędzia tortur, osiem szczeniaków z których każdy umrze
noś ciężkie piersi wypełnione zatrutym mlekiem i akceptuj

"Zgodził się i zezwolił
 Żeby co jest, istniało
 Razem z narzędziem tortur"

"We wszystko co nam, żywym, wspólne jestem zanurzony
wędrując (...)
dolinami zawsze pięknych, choć zatrutych rzek."


Bez dostrzegania tragedii i zła, nie ma prawdziwej afirmacji
bez dostrzegania złożoności świata.
Kto afirmuje lody i przygody myszki miki
ten nie afirmuje niczego.

Teraz afirmuj, teraz cierp.

theme łączący






poniedziałek, 27 maja 2013

kwestia istnienia

A więc zagadka pozostaje nierozwiązana,
czy rzeczy są, czy ich nie ma
czy jest rozwiązywalna, czy nie jest
czy jest klucz, czy go nie ma?
Jest Miłosz.
Który wychwala rzeczy za to, że są.
I teraz to prawda, ale wczesniej...
wczesniej nie przekonywał mnie nawet młotek bijący o mą głowę - że jest.
Ale teraz widzę i czuję
Czy po to zostałem wezwany?
Do pochwalania rzeczy, dlatego że są?
Do odkrywania, że nie ma?
Do błądzenia między jedna prawdą a drugą,
między kowadłem a młotem, który jest i którego nie ma.
Do czytania Miłosza po piętnaście razy?
Do bycia wędrowcem i zbierania form widzialnych w gorzkim stuleciu bez harmonii?
Czy do zbierania form niewidzialnych w gorzkim stuleciu bez harmonii?
Czy do głoszenia, że oprócz form nie ma nic.
Póki co moim fotografiom to starcza aż nadto. Boję się że nie pomieszczą tego istnienia.
Wzięły sobie Miłoszowe słowa do serca moje fotografie
i wychwalają rzeczy, dlatego że są.






Czytam dalej, Dalsze okolice Miłosza.

Czesław Miłosz
Kuźnia

Podobał mi się miech, poruszany sznurem.
Może ręka, może nożny pedał, nie pamiętam.
Ale to dmuchanie, rozjarzanie ognia!
I kawał żelaza w ogniu, trzymany cęgami.
Czerwonymi, już miękki, gotów do kowadła,
Bity młotem, zginany w podkowę.
Rzucany w kubeł z wodą, syk i para.
I konie uwiązane, które będą kuć,
Podrzucają grzywami i w trawie nad rzeką
Lemiesze, płozy, brony do naprawy.

U wejścia, czując bosą podeszwą klepisko.
Tutaj bucha gorąco, a za mną obłoki.
I patrzę, patrzę. Do tego byłem wezwany:
              Do pochwalania rzeczy, dlatego że są.

niedziela, 19 maja 2013

Krzyk i cisza.

Słucham muzyki i spostrzegam, że najbardziej chwyta mnie ta, która jest krzykiem.
Kiedyś zwałem to autentyzmem przekazu. (Zwał jak zwał)
Proszę mnie jednak dobrze zrozumieć
bo można krzyczeć tak (dziś trzeba słuchać w miarę głośno):
albo tak:
Ale można i tak, 
szeptem, ciszą:

Bo jest cisza, która jest przenicowanym do środka krzykiem.

Próbuję też czytać H. Millera i krzyczy on najbardziej, kiedy opisuje zwierzenia Papiniego na temat tego, że wszyscy przychodzą go pytać o to i o tamto i zapraszać na kolacje, wtedy krzyczy dla mnie o wiele mocniej, o wiele bardziej, aniżeli gdy opisuje te wszystkie cipki, brudy, kurwy, jedzenie na brodzie. 
To wulgarne zwracanie na siebie uwagi mnie zreszta w Millerze drażni.

A całe te rozmyślania o krzyku wzięły się stąd:

- Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata.
Drugą stronę, za ptakiem, górą i zachodem słońca.
Wzywające odczytania prawdziwe znaczenie.
Co nie zgadzało się, będzie się zgadzało.
Co było niepojęte, będzie pojęte.

- A jeżeli nie ma podszewki świata?
Jeżeli drozd na gałęzi nie jest wcale znakiem
Tylko drozdem na gałęzi, jeżeli dzień i noc
Następują po sobie nie dbając o sens
I nie ma nic na ziemi, prócz tej ziemi?

Gdyby tak było, to jednak zostanie
Słowo raz obudzone przez nietrwałe usta,
Które biegnie i biegnie, poseł niestrudzony,
Na międzygwiezdne pola, w kołowrót galaktyk
I protestuje, woła, krzyczy.

Miłosz







I zakończę również z małym akcentem humorystycznym przemieszanym z krzykiem, również Miłoszowym, z tłumaczeń japońskich poetów Zen:

Śmierć dotychczas
mnie nie obchodziła.
Więc też mam umrzeć?
Ratunku! Ratunku!

środa, 15 maja 2013

Nić porozumienia

Nic porozumienia.
Myślę, że póki co najłatwiej mi nawiązać nić porozumienia,
z tymi, którzy są samotni
i potrzymają swoją samotną rękę obok mojej samotnej ręki, 
jak te manekiny, jak wąż, jak parasol.
Jak mawiał filozof Philip J. Fry: You're lonley. I'm lonley. But together, we are lonley together.
Czasem jest to milczące porozumienie
z tymi, którym, jak mi, mówić się nie chce,
którzy są na granicy, bez dowodu i paszportu,
z tymi, którzy nie wierzą w ciała zmartwychwstanie,
szczęśliwy żywot wieczny amen.
Którzy są gdzieś tam dark and twisted,
którzy przeczytali w Marii Malczewskiego że: 
na tym świecie Śmierć wszystko zmiecie 
Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie 
i od tamtej pory unikają straganów i wesołych miasteczek,
ale i którzy już nigdy nie wypiją kakao nie czując jego smaku
zawsze czują smak, mimo robaka
ten paradoks podsuwa myśl że
może to jest robak szczęscia.

A jak stanął chłop przy ladzie
"ja chcę tego" rzekł syn tacie
A jak dostał loda w dłonie
ucieszyły mu się skronie
A jak chłopcu spadł na ziemie
wraz ze szczęsciem przerażenie
i powiedział:
Ojej! Nieszczęscie w szczęściu!






poniedziałek, 6 maja 2013

Krainyibramy

I znowu małe cuda są, które otwierają bramy do różnych krain a miało nie być ani krain ani bram.
Co za fonetyka: Ani krain ani bram. Anikrainanibram.
Nie było nic a jest ponad-wszystko.
Jest treść, która się nawet nie jest w stanie pomieścić w formie.
Mieści się w mieście gdzieś i na obrzeżach obrazu i czucia.
Bo jeśli rzeczywiście tak, że cały świat bierze się z nas,
to czasem możemy zastawić przestrzeń pustymi formami, ale czasem stwarzamy coś, co nawet się w przestrzeni nie mieści. Skarbiec z nas.
Mało co zostało z pustych form.
A są bramy i krainy.
Co prawda nie ma klucza, który pomoże mi to wszystko otworzyć i zamknąć.
Ale jak i po co ponad-wszystko otwierać, tym bardziej zamykać.