wtorek, 5 września 2017

Americana 3 i lifeexperience confession

Sprawa wygląda tak:
San Diego, wieczór, uczestniczę z Ł. w festiwalu tanecznym.
Trwa jam kontakt improwizacji w Performance Annex
Gdy się zaczyna, jedna podnoszona ściana sali tanecznej jest otwarta i w wielkim oknie widać park.
W dzień, w parku, kręcą się bezdomni, wieczorem siedzą grupki rodziców a dzieci bawią się dookoła. Dzieci uchodźcze.
Słońce zachodzi, a my tańczymy naprzeciw parku przy tym zachodzie.
Ludzie kładą sobie barki na stopach, plecy na biodrach, uda na barkach.
Przyśpieszony oddech, bose stopy, latające ciała, spocone włosy. Magia.
Trzecia godzina jamu, jest już ciemno.
Na scenę z mroku parku wchodzi grupka dzieci,
kilkanaścioro małych brzdąców w wieku od 2 latek do 11.
Po nieśmiałych próbach ktoś dołącza.
Wkrótce daje się ponieść dwuletnia dziewczynka i lata na barkach, plecach, zsuwa się z ciała, wygląda jak mała małpka, ale zero strachu, lęku w ciele. Magia kwadrat.
Rodziców nigdzie nie widać, dzieci bawią się z nami.
Po pewnym czasie dołącza coraz więcej dzieci, także chłopcy.
Biegają boso po tanecznej podłodze, skaczą, fikają koziołki.
Wszyscy z wielkimi bananami na twarzy i ciałami rozpychanymi energią miejsca i tańczących w nim ludzi.
Dołączyły prawie wszystkie dzieciaki, u progu sceny stoi tylko jedna jedyna dziewczynka.
Wygląda na najstarszą, ma poważną minę, na głowie nosi hidżab, zdaje się że pilnuje innych, ale widać też, że chciałaby się pobawić, ale z jakichś powodów, które są w niej bardziej niż gdziekolwiek indziej, nie może. Choć może.

cztery lata wcześniej, przed tym jamem, pierwszy raz wchodzę na podłogę taneczną, po czterech latach tańczenia samemu i myślenia o pójściu do szkoły tańca, ale nie robieniu tego z różnych powodów
rok wcześniej, pierwszy raz ja i moje ciało to jedna i ta sama osoba,
miesiąc wcześniej, pierwszy raz udaję się w niezwykły trip bez strachu i widzę podszewkę świata
dwa tygodnie wcześniej, pierwszy raz stawiam stopy w Ameryce, a te stopy to ja
trzy dni wcześniej, pierwszy raz w środku nocy oglądam gwiazdy na pustyni, i jestem tam tak, że bardziej już nie mogę
godzinę wcześniej, tak samo, całym sobą jestem na jamie kontaktowym, bo już od pewnego czasu tak mam, że wchodzę we wszystko całością i nie lękam się, mimo że nie znam końca, a nawet środka.

I powrót do sceny, na jej brzegu, siedzimy Ł. i ja, widzimy stojącą na brzegu, niedołączającą dziewczynkę. Ł. mówi, żebym zobaczył na nią, że też by dołączyła, że chce, ale że się boi, że coś ją trzyma na zewnątrz tej sceny, mimo że chce dołączyć, mimo że powinna, że jest w niej obawa, że jest w niej powstrzymywanie się, że jest w niej brak przyzwolenia - tak sobie rozmawiamy.

I nagle uświadamiam sobie i mówię coś, co jest bardzo śmieszne a jednocześnie bardzo smutne, choć z drugiej strony też wesołe (bo się skończyło), czyli jak w gruncie rzeczy połowa ważnych rzeczy, które nas w życiu spotykają, ale w każdym razie oboje czujemy, że bardzo prawdziwe

mówię:
ta dziewczynka to my przez dwadzieścia parę lat naszego życia.

śmiejemy się głośno a potem puszczamy melancholijną łezkę niewidzialnym okiem zaszytym między płucem a sercem.

muzyka !!







2, 4 i 6 taken by Ł. 1,3 i 5 by me.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz