czwartek, 27 sierpnia 2015

Wyznanie Sindbada Żeglarza

Przepłynąłem wiele i widziałem kraje dalekie. Kruche kamienie i magiczne rzeki, ostatnie zachody słońca i wysuszone pustkowia. Barwne kwiaty opowieści o niezwykłych miejscach moich podróży składałem przed wami jak mi się udawało, ale jest też w moich podróżach coś, co widziałem, ale czego nie opowiem. Są to przeżarte przez sól plastikowe butle i foliowe siatki, wiaderka, które na skaliste wybrzeże znoszą z okolicznego morza wędrujące fale. Kryje się za tym opowieść o ludziach bezmyślnych, którzy sami sobie kopią dołki, które będą ich grobami i zatapiają skrzynię ze skarbami w bagnie, nie widząc że tam zatapiana, może wkrótce okazać się już nie do odzyskania. Są to dziury po kulach na ścianach domów i kościołów, domy bez dachów i dorosłe już sieroty, za którymi kryje się opowieść o zatruwającej ludzkie serca nienawiści. Nie opowiem o miejscach, w których stanęło życie i wydmuszka, która pozostała, nie wiem czy nosi jeszcze ślady na tyle wyraźne, by moje niewprawne oko dostrzegło, jaka kryje się za tym opowieść. O ludziach uciekających przed wojną lub biedą i śpiących w parkach i na ulicach jak uschnięte liście. Kraina bezmyślności, kraina nienawiści, kraina pustki, kraina ludzi jak uschnięte liście. Nie opowiem tego, ale widziałem to dokładnie i boleśnie. Dało mi to sól w oku i czerń w ciele. Nie opowiem o niej czas jakiś i będę nosił ją w sobie tak długo, jak długo będę potrafił utrzymać ją w środku, przetrawiać, by i z tego w dziwnych procesach fermentacji zachodzących głęboko wewnątrz, wypłynęło coś, co oprócz goryczy i niesmaku, coś co oprócz bólu, kiedy nie utrzymam już wewnątrz rodzącej się z tego opowieści, wyda na świat owoc dający coś więcej.  Dający jak nie rozwiązanie, to chociaż nadzieję lub niosący ulgę albo ukojenie. Podróżowanie jest piękne, o czym się często mówi, i bolesne, o czym często nie mówi się.






3 komentarze:

  1. Motyw podróży...
    Motyw podróży do piekieł?
    Podróży w głąb siebie.
    Poecie zawsze zafascynowani słowem, które ocala...
    Wiersz Miłosza o tym, nie jeden...
    Utrwalić, zapisać, dostrzec..., opowiedzieć...
    Wyśmiana funkcja literatury,moim zdaniem, wciąż żywa.
    Zabawa językiem, metaforyczność, wygibasy słowne...Można poczytać.
    A np. "Wywód jestemu" głęboko dotyka życia, więc treść zawsze przed formą,a forma dla treści, nie odwrotnie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wpis! Mówcie co chcecie, ale dla mnie, koniec końców, cierpienie jest darem. Niechcianym, ale darem. Tylko jak rozległa musi być ludzka dusza, co to wszystko może na siebie przyjąć, otwarcie zachować i znaleźć miejsce do przechowania? A po tym przejść do spraw codziennych, wymościć sobie miejsce w mroku, wesprzeć głowę na wilgotnym zimnym kamieniu, szczęściem nazwać spleśniały koc zaciągnięty na ramię, aby zaraz szczęście to oddać obcej osobie, a na koniec odnaleźć ponad tym wszystkim ukojenie (wcześniej zgubione wśród tysiąca nieznanych dźwięków, języków i zapachów) i ostatecznie zasnąć.
    Bo co innego pozostaje nam zrobić...

    OdpowiedzUsuń